Piotr Graban jest obecnie trenerem PlusLigowego (już lepiej w naszym kraju się nie da 🙂 ) zespołu Verva Warszawa Orlen Paliwa. Współpracuje tam na codzień z wieloma Reprezentantami Polski, a także z uznanym autorytetem – Andreą Anastasim. W chwili naszej rozmowy jego drużyna zajmuje pierwsze miejsce w tabeli i jest stawiana przez wielu ekspertów, a także kibiców, w roli jednego z faworytów do zdobycia siatkarskiego Mistrzostwa Polski.
Mariusz Rzeszotek (MR): Niedługo po rozpoczęciu trenerskiej kariery sięgnąłeś już ze swoimi podopiecznymi po Mistrzostwo Polski Juniorek. W kolejnym roku powtórzyliście ten sukces. Opisz proszę tą drogę. Czy z perspektywy czasu jesteś w stanie wskazać główne czynniki tych sukcesów?
Piotr Graban (PG): Jeśli chodzi o pierwsze Mistrzostwo Polski Juniorek, to zgadza się. Byłem pierwszym trenerem i nikt nie stawiał nas w roli faworytów (mówiąc delikatnie). Kolejne tylko w części było moją zasługą. Byłem asystentem Witolda Jagły i starałem się mu pomagać tak dużo, jak tylko mogłem, nawet po przejściu (w połowie sezonu) do Atomu Trefla Sopot. Dołożyłem swoją cegiełkę do tego sukcesu, ale napewno kilka więcej do pierwszego mojego złotego medalu w seniorskiej siatkówce. Czy mogę określić główne czynniki? Oczywiście!! Głównym czynnikiem tamtego sukcesu była porażka rok wcześniej. Doświadczenie z poprzedniego roku pozwoliło mi wiele zrozumieć. Zajęliśmy w tamtych Mistrzostwach 5. miejsce. W dodatku będąc wtedy jednym z faworytów! Mówiąc krótko: porażki dają wielką lekcję na przyszłość. Wymieniłbym również takie czynniki jak:
- dobra atmosfera;
- uczciwość;
- bycie dobrym człowiekiem;
- pracowitość;
- bycie prawdziwym liderem za którym to podążają zawodniczki;
- przywiązanie uwagi do detali (rozgrzewki, elementów gry);
- rozpracowanie przeciwnika.
Wszystkie te elementy powtarzam i pogłębiam w kolejnych klubach. Wydaje mi się, że z powodzeniem i właśnie dlatego moja kariera nieustannie nabiera rozpędu.
(MR): Później osiągałeś ogromne sukcesy w polskiej seniorskiej siatkówce, jednak dużą zmianą w Twojej karierze był niewątpliwie wyjazd do Londynu, gdzie pracowałeś jako pierwszy trener drużyny IBB Polonia Londyn. Tamtejsza liga działa zupełnie inaczej niż największe ligi zawodowe i większość zawodników pracowała w innych branżach, uprawiając przy tym siatkówkę. Tam również poprowadziłeś drużynę do Mistrzostwa kraju. Czym różni się praca z takimi zawodnikami, od pracy z młodzieżą, a także takimi, dla których gra w siatkówkę jest głównym zawodem i źródłem utrzymania. Gdzie w tej sytuacji odnalazłeś klucz do takich osiągnięć?
(PG): Zgadza się! To była wielka pozytywna zmiana i super przygoda. Chciałem zostać już pierwszym trenerem. Wiedziałem, że jestem gotowy, a w Polsce nikt mi takiej możliwości nie dał (głównie ze względu na młody wiek). Postanowiłem więc podjąć ryzyko, wyjechać i był to strzał w dziesiątkę! Doszlifowałem język, zobaczyłem spory kawałek świata i poznałem inne kultury. Jeśli chodzi o stronę sportową, to była to PIĘKNA LEKCJA. półprofesjonalne warunki, brak części sprzętu sportowego, brak kontraktów sportowych dla większości zawodników, często 10-12 godzin pracy, po których musiałeś zmotywować zawodników do ciężkiego treningu, brak programu statystycznego (a tym bardziej statystyka) i duża odległość od rodziny i przyjaciół. To tylko część przeszkód, które musiałem „przeskoczyć” aby osiągnąć dobre wyniki. Zdobyliśmy Mistrzostwo, Puchar Anglii oraz zajęliśmy dziewiąte (HISTORYCZNE dla Anglii!) miejsce, w pierwszym występie w pucharze Challenge.
W przypadku różnic pomiędzy pracą z ludźmi „bez kontraktu”, a dziećmi, to poza dostosowaniem języka i poziomu ćwiczeń, nie odnajduję ich zbyt wiele. W przypadku różnic pomiędzy profesjonalistami, a półprofesjonalistami (amatorami), to już tutaj różnica jest znaczna. Kontrakt powoduje, że możesz więcej wymagać, nawet jeśli któremuś z zawodników się to nie podoba. W przypadku zawodników bez kontraktu musisz użyć innych narzędzi motywacji i sposobów, aby „im się chciało”. Nauczyło mnie to wielu dodatkowych rzeczy, które sprawiły, że jestem lepszym trenerem i człowiekiem. Dlatego jestem przekonany, że kluczem jest bycie dobrym człowiekiem, liderem, czasami przyjacielem. Do tego oczywiście pracowitość i determinacja, które sprawią, że możesz osiągnąć prawie wszystko czego chcesz!
(MR): Po licznych sukcesach zdecydowałeś się na powrót do Polski. Zostałeś asystentem, jak sam wspominałeś w wywiadach, „jednego z najlepszych trenerów na świecie”. Andrea Anastasi jest Twoim mentorem? Co najcenniejszego daje Ci ta współpraca? A przede wszystkim jaki jest Twój zawodowy cel numer jeden, do którego dążysz?
(PG): Zdecydowałem się wrócić do Polski, aby zostać asystentem Andrei. Wróciłem do jednej z najlepszych lig na świecie i do jednego z najlepszych trenerów na świecie. Głównie dla rozwoju. Czy Andrea jest moim mentorem? W jakimś stopniu na pewno tak. Jeśli jednak chodzi o osobę, która najbardziej wpłynęła na to, kim teraz jestem, to jest nią Sławomir Kalicki – to On jest moim mentorem choć nie pracuje w siatkówce. Jestem mu ogromnie wdzięczny!
Co daje mi współpraca z Andreą? To, że mogę wyrażać siebie. Powiedzieć, jakie jest moje zdanie, zadecydować o części treningu, taktyce, a także mam pełne prawo do dawania uwag zawodnikom ze 100% zaufaniem z jego strony. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo jest wielu trenerów, którzy traktują asystenta w formie „maszyny” do podawania piłek, atakowania, serwowania, co nie daje za dużo szans na rozwój.
Jakie są moje cele… są bardzo ambitne, wysokie, ale nie będę o nich tutaj wspominał. Kto mnie zna to wie 🙂
(MR): Jestem zafascynowany historią Projektu Warszawa, który po stracie sponsora ewoluował i stał się klubem VERVA Warszawa ORLEN Paliwa. Mógłbyś opisać drogę do sukcesów, jaką przeszedłeś wraz z drużyną w tym sezonie?
(PG): Nasza recepta na ten sukces była bardzo prosta i nie było w niej żadnej magii. My jako sztab trenerski skupialiśmy się na drużynie, na zbudowaniu jak najlepszej formy, jak najlepszej atmosfery na treningach. Na tym, na co mieliśmy największy wpływ. Wierzyliśmy w to, co przedstawiał nam Zarząd, zaufaliśmy im w pozostałych kwestiach i… udało się.
(MR:) Jesteś również coachem. Mógłbyś na powyższym przykładzie przybliżyć młodym ludziom, nauczycielom i rodzicom, jak można sobie radzić z sytuacjami, które mogą wydawać się na początku sytuacjami bez wyjścia?
(PG): Nie jestem pewny, czy można mnie nazwać coachem, sam siebie tak nie nazywam. Uważam, że ważne jest podejście całościowe do życia. Poprawianie siebie na każdej możliwej płaszczyźnie: w życiu osobistym, w kwestii relacji, spotkań z przyjaciółmi, żywienia, czy budżetu domowego. Można wymieniać jeszcze wiele przykładów, ale jeśli te wszystkie kwestie są w Twoim życiu ustabilizowane, to jesteś w stanie lepiej się skupić na treningach, obowiązkach, na tym, co jest Twoją pasją. Uważam, że to jest najważniejsze.
Co do rozwiązywania problemów, poleciłbym zapisanie tego problemu na kartce i rozłożenie go na czynniki pierwsze. Jakie są plusy i minusy tej sytuacji i jaki nakład pracy w związku z tym będziemy musieli wykonać. Uważam, że zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie, bo nie wierzę w istnienie sytuacji „bez wyjścia”. Czasami, krótkoterminowo, coś może wydawać się złym wyborem lub bardzo trudne, ale w dłuższej perspektywie każdy problem można rozwiązać w pozytywny sposób i w dodatku czerpać z tego dużą wartość. W niektórych sytuacjach można również zdać się na swoją intuicję podpowiadającą „co powinienem zrobić”. Jeśli mój rozum nie potrafi rozwiązać trudnego zadania, warto poczekać, ponieważ czas jest dobrym doradcą. Pozwalasz w ten sposób „opaść emocjom”. Daj sobie czas na rozważenie wszystkiego w spokojny i logiczny sposób. Dopiero wówczas podejmij decyzję.
(MR): Świat wielkiego sportu to nieustanne wyzwania i rozwiązywanie problemów. Działanie pod presją czasu, przeciwnika, oczekiwań i ostatecznie osiąganych wyników. Życie codzienne młodych ludzi również staje się coraz bardziej wymagające, także pod względem mentalnym. Wiele osób nie potrafi radzić sobie z problemami stawianymi przez zwykłą codzienność. Czy da się przełożyć Twoje praktyczne doświadczenia zdobywane na najwyższym poziomie rozgrywek sportowych na narzędzia pomagające takim osobom?
(PG): Czy da się przełożyć zasady rządzące wielkim sportem na życie młodych ludzi? Oczywiście! Jednak należy zacząć od tego, że największym problemem jest nadmierne przeniesienie życia dzieci do świata wirtualnego i mediów społecznościowych, ale także telewizji. Panuje tam ogromny nadmiar informacji. Wówczas dzieje się coś strasznego. U dzieci powstaje coś, co można nazwać natychmiastowym systemem nagradzania. Jeśli coś Ci się nie spodoba w mediach społecznościowych, szybko to przewijasz, zmieniasz to, co oglądasz i w ciągu sekundy widzisz już coś zupełnie innego. Coś wygodnego dla Ciebie. Taka łatwość w unikaniu problemów i tego, co nam się nie podoba na pewno nie sprzyja rozwojowi młodych ludzi. Co musimy zrobić? Nie da się zatrzymać tego rozpędzonego pociągu, ale można próbować minimalizować ten wpływ. Ja zrobiłem rzecz, która nie mieści się wielu osobom w głowie. Od 3 lat nie mam w domu telewizora. Nie oglądam kanałów, ani programów informacyjnych, ponieważ uważam że bardzo źle na mnie wpływały. Panował w nich sam negatywizm. Ataki bombowe, przepychanki polityczne i wypadki z każdego zakątka świata. Myślę, że ten przekaz jest celowo wzmagany i wyolbrzymiany. Jeden wypadek na drugim końcu świata jest rozpowszechniany dosłownie wszędzie i każdy zaczyna żyć w strachu. Wokół Ciebie jest wystarczająco dużo wypadków i niebezpiecznych wydarzeń, w których możesz podjąć jakieś konstruktywne działanie. Nie ma potrzeby, by dodatkowo bodźcować się negatywnymi i odległymi geograficznie przykładami, na które i tak nie masz żadnego wpływu. Mass media i media społecznościowe przyciągają nas na coraz dłużej i robią to na wszelkie możliwe sposoby. Zdecydowana większość elementów walki o naszą uwagę nie jest pozytywna.
Młodzi ludzie uczą się, że maja wszystko od razu i na nic nie musza zapracować. Co trzeba zrobić żeby nauczyli się sobie z tym radzić? Stwarzać im jak najwięcej sytuacji, w których będą musieli nauczyć się radzić sobie z odroczoną nagrodą. Uważam, że pierwszym krokiem powinno być stawianie sobie jasnych celów do zrealizowania. Zachęcam do zapiania sześćdziesięciu celów na kartce. Po prostu – z głowy. Dlaczego aż tyle? Bo początkowe wymyślisz łatwo i bardzo szybko: wycieczka, dom, samochód, a później będziesz musiał już się poważnie zastanowić. Kolejne pomysły będą pojawiały się coraz rzadziej i będziesz musiał poświecić więcej uwagi i skupienia, żeby wymyślać kolejne – bardziej wartościowe. Jest to rodzaj zadania mentalnego. Jeśli już zapiszesz te cele, to będziesz chciał je zrealizować. Jeśli solidnie podszedłeś do ich wymyślania, to okaże się wówczas, że trzeba ciężko pracować, podejmować liczne decyzje i starać się je wytrwale realizować. Nawet, jeśli będziesz w tym czasie podejmował złe decyzje, to właśnie one będą dla Ciebie najlepszą – praktyczną lekcją. Musisz podejmować ich jak najwiecej. Tak, by prowadziły Cię właśnie w kierunku prowadzącym do realizacji celu, albo w stronę czegoś w czym chcesz się doskonalić – być najlepszy. Nie możesz się nadmiernie przejmować „Co się stanie, gdy podejmę złą decyzję”. Będzie to dla Ciebie kolejna lekcja, czegoś się nauczysz i następnym razem podejmiesz już znacznie lepszą decyzję. Mam nadzieję, że będziesz uczył się szybko nabywając doświadczenia i chcę wierzyć, że nie zajmie Ci to setek prób, a juz po drugiej, czy trzeciej zaczniesz się skutecznie rozwijać i stawać coraz lepszym. Jednak każdy jest inny i musisz po prostu dać sobie czas na popełnianie błędów i naukę.
Działanie pod presją… Ja wypracowałem już u siebie taki mechanizm, że nie odczuwam presji. Trwało to całymi latami. Mogę podpowiedzieć, co bardzo pomaga. Nie możesz skupiać się wyłącznie na przyszłym wyniku. Przed meczem nie myślisz, że musisz wygrać go 3:0. Przed turniejem nie skupiasz się na tym, że musisz zdobyć puchar. Musisz skoncentrować się na jednej najdrobniejszej rzeczy, którą masz aktualnie przed sobą. Ja, będąc trenerem, jeśli wiem, że przygotowałem drużynę najlepiej jak tylko mogłem, to staram się maksymalnie skupić na tym, co dzieje się „tu i teraz”. Całym sobą jestem tylko w tym momencie i myślę wyłącznie o tym, co mogę dać swojej drużynie. Staram się przekazać im maksymalną wartość. Wartość użyteczną w tej konkretnej chwili. Właśnie to pochlania mnie na tyle, że zupełnie nie odczuwam presji. Nie mam na to czasu.
Kolejną radą, jaką mam dla młodych ludzi jest przestanie rozpamiętywania tego, co już było, albo jakie trudności ich czekają. Żyj w TYM MOMENCIE! Skupiaj się na tym, co możesz zrobić tu i teraz, by być lepszym jutro. Edward Pawlun powiedział mi kiedyś jego motto: „Rozwój jest sukcesem”. To właśnie rozwój jest tym, na czym powinno Ci najbardziej zależeć. Gdy jesteś na początku jakiejś drogi, nie przejmuj się wyłącznie wynikami, bo one przyjdą w późniejszym czasie. O ile będziesz skupiony na rozwoju. Na przykładzie młodzieżowej siatkówki, najpierw stopniowo nabywamy pewnych umiejętności (np. technicznych), zdobywamy doświadczenie, uczymy się i korzystamy z przywileju początkującego do popełniania błędów. Wyniki mają się dzięki tej pracy pojawić na etapie seniorskim.
(MR): Chcąc osiągać jak najlepsze wyniki, sportowcy raczej nie mogą sobie pozwolić na mało rzetelne podejście do trenowania. Masz jakieś wskazówki dla nauczyciel i uczniów dzięki którym można rozpalić w młodych ludziach przysłowiowy ogień? Żeby pomóc im przejść w stan typu „chce mi się, mam pasję i działam z ogromną energią”? Co jest Twoją pigułką na chwile zwątpienia?
(PG): Według mnie, najważniejsze jest zaszczepianie w innych pasji i chęci. Powinno się to robić poprzez entuzjazm samego trenera, albo nauczyciela. Musi u niego być wyraźnie widoczna pasja, ta przysłowiowa iskra w oku. Dzieci to doskonale widzą i czują. W przypadku najmłodszych, do zajęć powinno się wprowadzać dużo elementów, które dzieci lubią – sprawiają im radość. Ważne jest to, by dzieci chciały przychodzić na treningi, czy zajęcia. Muszą czuć, że będą się tam, dobrze bawić, a także, że panuje tam wspaniała atmosfera. Gdy uda się doprowadzić do tego, że dzieci uznają coś za swoją własną pasję, to chętnie będą chciały rozwijać się w tej dziedzinie przez następne lata.
Jak radzić sobie z chwilami zwątpienia? To trudne pytanie, ponieważ każdy przeżywa to na swój sposób. Pomaga na pewno „ścianka wspomnień”. Czytałem kiedyś o takim rozwiązaniu i mam coś takiego w swoim w domu w Gdańsku. Po prostu robisz w widocznym miejscu ściankę z tym, co dotychczas osiągnąłeś, np. dyplomy, medale, puchary, zdjęcia z ważnych dla Ciebie momentów. W chwili zwątpienia podchodzisz do takiej ścianki i wspominasz sobie najlepsze momenty. Dochodzisz do wniosku, że było dużo więcej tych momentów, które pozwalały Ci na przeżywanie ogromnej radości. Uwierz, że to potrafi dać ogromny power!
Oprócz tego, gdy skupiasz się na wykonywaniu małych codziennych kroczków, czyli rozwój jest twoim sukcesem a nie wynik, to nie masz tak wiele okazji do zwątpienia. Wtedy każdy kroczek do przodu to Twój kolejny sukces i kolejny powód do uśmiechu. Negatywnych emocji, prowadzących do momentów zwątpienia przeżywasz wtedy zdecydowanie mniej. Mniej nie znaczy, że znikną całkowicie. Gdy mimo wszystko się pojawią, uważam, że trzeba spróbować zrelaksować się w swój ulubiony sposób. Spróbować na chwilę zapomnieć o wszystkim i oddać się temu, co sprawia Ci przyjemność. Na mnie świetnie wpływa aktywność fizyczna, squash, bieganie, taniec, spotkania ze znajomymi. A ostatnio znalazłem doskonałą metodę, która świetnie na mnie działa. Masaż!! Mogę przez godzinę relaksować się, słuchając muzyki i tym sposobem odszukać mój zagubiony spokój. Wtedy mam poczucie, że zaczynam wszystko od początku. To normalne, że zdarzają się takie „dołki”, złe decyzje, ale trzeba podsumować pewien etap i zamknąć temat. A następnie pewnie iść do przodu. Kto wie, może nawet z większym rozpędem niż dotychczas i skoczyć jeszcze dalej. Po prostu wyjść silniejszym po każdej chwili zwątpienia.
(MR): Co najcenniejszego wyniosłeś ze swojego etapu edukacji szkolnej?
(PG): Muszę się przyznać, że nie było tego zbyt wiele. Nieco przewrotnie wskazałbym może to, że w liceum, do którego chodziłem, moi nauczyciele wychowania fizycznego nie ograniczali mnie i wspomagali przy rozwijaniu moich pasji. Zdarzało się, że nie wyganiali mnie na inne lekcje, których czasami unikałem i na przykład zamiast na języku polskim, spędzałem czas na sali gimnastycznej.
Ze studiów wyniosłem już bardzo dużo wartości. Studiowałem Wychowanie Fizyczne ze specjalnością trenerską z siatkówki. Zdobyłem wówczas sporo wartościowej wiedzy z zakresu fizjologii, fizjoterapii, żywienia, kulturystyki, czy budowy mięśni. Teraz, rozmawiając z fizjoterapeutą, czy trenerem przygotowania motorycznego, a nawet z samym zawodnikiem, jestem w stanie swobodnie poruszać się w tematyce anatomii, potrzeb i konkretnych ćwiczeń, jakich wymaga ten przypadek. Na tej bazie dobrze rozumiem się z innymi specjalistami, ponieważ wiedza, którą wtedy zdobyłem w zupełności do tego wystarcza.
W tamtym okresie jednak mniej efektywnie rozwinąłem się pod katem siatkarskim. Myślę, że głównie dlatego, że teoria zawsze jest mniej efektywna od praktyki, a ja, będąc jeszcze na studiach, prowadziłem już swoje drużyny. Oczywistym zatem było, że nauczyłem się w ten sposób o wiele więcej. Jednak uważam, że teoria ze studiów również była potrzebna i przede wszystkim bardzo ciekawa.
Za plus naszej edukacji uważam to, że w wielu aspektach stawia na specjalizację. Apeluję jednak do osób decyzyjnych o jedno! Proszę, nie odbierajcie dzieciom prawdziwego WFu. Nie można postępować tak, że dzieci w edukacji wczesnoszkolnej nie mają zajęć WFu z nauczycielem wychowania fizycznego. Powinnien je prowadzić absolutny specjalista! W przypadku zaniedbań na tym etapie, dzieci są nieskoordynowane, nie potrafią biegać, tym bardziej kopać piłki. To bardzo ważny czas, by zaszczepiać w dzieciach chęć do aktywności ruchowej i sportu! Musi się tym zająć specjalista, który będzie pokazywał dzieciom różne dyscypliny i formy aktywności ruchowej, by dzieci mogły same wybierać z jak najszerszej oferty. Dopiero wtedy będą mogły zdecydować czy i które z nich będą chciały uprawiać dla przyjemności, czy profesjonalnie.
(MR): Jakie zmiany według Ciebie powinny zaistnieć w edukacji, by mogła jak najlepiej przygotowywać swoich odbiorców – uczniów do dorosłego życia? A może uważasz, że jej kluczowa wartość leży zupełnie gdzieś indziej?
(PG): Przede wszystkim edukacja powinna być dużo bardziej ukierunkowana na promowanie kreatywności. Powinna także być dostosowana do indywidualnych cech każdego ucznia i dawać im jak największe możliwości rozwoju. Mam wrażenie, że szkoła tłamsi indywidualność i sprowadza ludzi do schematów. Poza absolutnymi podstawami nie uczy wartościowych, praktycznych kompetencji. Uważam, że ważne są zajęcia z praktykami i jak najmocniejsze otwarcie się na problemy. Zajęcia z teoretykami, którzy często „mielą” tylko ciągle ten sam, abstrakcyjny materiał, są mało efektywne. Życie nie jest schematem. Życie jest zupełną odwrotnością – wyjściem poza schemat.
Czy można to jakoś zmienić? Nie jest to raczej pytanie do mnie. Są w naszym kraju specjaliści, którzy się tym zajmują i wierzę, że będą to robili mądrze. Ze swojej strony, chciałbym, żeby sport i aktywność ruchowa była stawiana na wysokiej pozycji. Uważam, że ważna jest troska o rozwój kondycyjny i koordynacyjny młodych ludzi. Można bez dużych trudności wprowadzić podstawy relaksacji, medytacji, czy praktycznego zarządzania finansami. To są rzeczy przydatne w życiu. Kończąc liceum i teoretycznie zaczynajac zarabiać pierwsze pieniądze, nie wiesz nic o umowach, działalności gospodarczej, o tym jak wziąć kredyt, czym jest podatek VAT. W zdecydowanej większości przypadków nie mamy żadnej wiedzy w tych obszarach. Nie jesteśmy przygotowani do prawdziwych wyzwań, jakie stawia przed nami życie. Głównie dlatego uważam też, że tak ważna jest edukacja pozaszkolna – indywidualna. Ja zacząłem zgłębiać wszystko, czego zaczęło ode mnie wymagać życie dopiero po zakończeniu szkoły. Teraz dobrze znam się na podatkach, wiem jak je opłacić, jak zoptymalizować. Wiem również jak założyć firmę, jak nią zarządzać, jakich formalności dopełniać, jak się relaksować, wysypiać, koncentrować na celach i je konsekwentnie realizować. Większości uczyłem się z książek, kursów, czy na szkoleniach, ale sporej części nauczyło mnie samo życie – doświadczenia, osoby które spotykałem, a także dobre i złe sytuacje, z którymi się mierzyłem.
(MR): Jesteś pasjonatem rozwoju osobistego. Wskaż kilka metod, które nauczyciele i ich uczniowie, a także rodzice i ich dzieci, mogliby wdrożyć w swojej codzienności, by wspomóc naturalny proces rozwoju młodych ludzi.
(PG): Ważne jest wdrożenie specjalizacji i samodzielności. Co mam na myśli? Nauczyciel, albo rodzic mógłby zachęcić młodego człowieka, by przeszukał bibliotekę, albo internet i wybrał coś, co go zainteresuje, np. książkę. I tu ważna kwestia, żeby po jej przeczytaniu, opowiedział innym o tym, czego się dzięki tej lekturze dowiedział. Choćby o jednym rozdziale. Jeżeli czytał o tematyce, która go interesowała, będzie w stanie opowiedzieć o niej tak, by zainteresować nią również słuchaczy! Tak może dzielić się swoją pasją z innymi i wspierać ich rozwój. Przekonujmy do samodzielnego poszukiwania informacji i korzystania z różnych, szeroko dostępnych źródeł informacji.
Jako dorośli nie powinniśmy ograniczać dzieci. Nie może być tak, że rodzice, nauczyciele, czy trenerzy odbierają młodym ludziom możliwości popełnienia drobnych błędów. Ja aktualnie obserwuję swojego brata, który wychowuje swoje dzieci i doszedłem do wniosku, że są dwa rodzaje rodziców: pierwsi kontrolują absolutnie wszystko. „Stań w ten sposób!”, „Tak zamknij książkę, a tylko tak wolno Ci ją otwierać!”. Mój brat jest zwolennikiem odwrotnego podejścia. Jeśli błąd nie będzie niósł za sobą wielkich konsekwencji dla dziecka (np. zdrowotnych), to pozwala mu na zrobienie czegoś w niewłaściwy sposób. Po to, żeby dziecko samo się przekonało i nauczyło, co jest dobre, a co zle. Co działa, a co nie. Uważam, że to jest świetny sposób i dzięki niemu nie uczymy młodych ludzi myśleć zamkniętymi schematami, tylko dajemy „wolną rękę”. Dziecko uczy się w ten sposób, że musi samodzielnie dojść w życiu do pewnych rzeczy. W takim podejściu narzędzia i metody staja się kwestią drugorzędną, liczy się głównie sposób myślenia i nieustannego poszukiwania udoskonaleń i nowych rozwiązań.
(MR): Z jakimi ludźmi chciałbyś współpracować jako trener. Jaki zestaw cech, czy kompetencji jest niezbędny, by osoba stanowiła wartościowy element Twojego zespołu. Masz swoją koncepcję budowania efektywnych zespołów?
(PG): Najważniejszą cechą w życiu człowieka, z którym chciałbym współpracować, jest determinacja. Dodałbym również chęci i wolę walki – rywalizowania. Jeśli ktoś przejawia chęć by ze mną przebywać, trenować i się rozwijać, to ja już jestem „na tak”. Chcę takiej osobie pomagać. Kolejny element, to wspomniana już determinacja. Jest niezbędna, by drobne potknięcia nie demotywowały tej osoby. To normalne, że coś nie udaje się za pierwszym, drugim, piątym razem. Jest to oczywiście zależne od złożoności ćwiczenia, więc determinacja jest tu niezbędnym czynnikiem rozwoju. Ostatnią ważną cechą jest chęć i zdolność do rozwoju. Jeśli ktoś nie będzie się rozwijał, to nie nauczy się przeskakiwać kolejnych pięter. Może się też zdarzyć, że ktoś wręcz nie będzie chciał się rozwijać, ponieważ wystarcza mu ten level, który już ma. Nie idzie na samą górę i nie zmierza do celu, ponieważ go nie posiada. Takich osób nie da się niczego nauczyć. Wracając do pozytywnych cech, to jeśli do tego ta osoba będzie dobrym człowiekiem, pozytywnie nastawionym do życia, wówczas mamy już super bazę do pracy i z takim człowiekim możemy osiągnąć niemal wszystko!
Moim zdaniem, efektywny zespół to przede wszystkim ludzie dbający o niego. Ludzie, którzy stawiają wspólny cel ponad własny, którzy potrafią iść ramię w ramię, pomimo trochę odmiennych idei. Ludzie, którzy potrafią się dostosować, otwarci na zmianę i pełni pozytywnej energii. Na szczęście pełno takich w Polsce!
(MR): Twój wyidealizowany model młodego człowieka wkraczającego we wczesną dorosłość to:
(PG): To pytanie jest nieco magiczne. Uważam że nasza młodzież, w zdecydowanej większości, jest bardzo dobra. Jest młodzieżą która w przyszłości będzie pewna siebie (przynajmniej większość z nich), przebojowa, będzie miała otwarty na nowości i postęp umysł. Z całą pewnością powinni jednak być GŁODNI WIEDZY! Głodni wiedzy i chęci do zmieniana się, do poznawania świata i jego ulepszania. Chciałbym, żeby każdy z nas umiał dołożyć swoją cegiełkę, by zostawić świat nieco lepszym. Często wystarczy zwykły uśmiech, albo wprowadzenie czegoś bardzo pozytywnego do życia innych ludzi. Czegoś, żeby żyło im się przyjemniej, albo bezpieczniej. Chciałbym, żeby nasza młodzież tak postępowała i chciałbym przede wszystkim widzieć u niej pasję i życiową misję. Byłoby pięknie, gdyby starali się pomóc światu, planecie i innym ludziom. W przeciwieństwie do dążenia do destrukcji środowiska i przedmiotowego traktowania innych ludzi, myśląc w tym czasie jedynie o materialnym bogactwie i innych mało znaczących rzeczach. Umierając nie możemy zabrać ze sobą bogactwa, a jeśli zostawimy po sobie książkę, kursy, czy technologie pozwalające innym ludziom na to, by wieść lepsze życie, albo nawet przetrwać jakiś kataklizm, to zapiszemy się w pamięci ludzkości i pozostaniemy na ustach wielu ludzi na bardzo, bardzo dugo. Tego sobie i Tobie Czytelniku z całego serca życzę. Mam nadzieję, że ten wywiad okaże się dla Ciebie wartościowy!
Podziel się swoją opinią