Niedawno trafiłem na książkę Gevera Tulley’a i Julie Spiegler „50 niebezpiecznych zabaw, których nie powinieneś zabraniać dziecku”. Początkowo podchodziłem do niej dość sceptycznie. W końcu kto chce ryzykować zdrowiem swojego dziecka!
Okazało się jednak, że autorzy widzą ten problem inaczej – “zdroworosądkowo”! Czy jesteś w stanie przez całą dobę odizolować dziecko od wszelkich niebezpieczeństw? Oczywiście, że nie. W związku z tym najlepszym, co możesz dla niego zrobić, jest nauczenie go zarządzania ryzykiem. Umiejętności dokonania trafnej oceny sytuacji i podjęcia odpowiedniego działania. Jednak jak zwykle, teoria typu “Nie rób, poparzysz się, to ostre” na nic się nie zda. Kluczowa jest praktyka – działanie! Oczywiście w kontrolowanych przez Ciebie warunkach.
Zapraszam na krótką relację z naszego eksperymentu kowalskiego 🙂
Żeby nie być gołosłownym, poszliśmy na całość, jeśli chodzi o stworzenie ryzykownego (w kontrolowany sposób) otoczenia dla pięciolatki. Nie twierdzę, że zrobiła to samodzielnie – nie. Najpiękniejsze w tym jest jednak to, że działaliśmy wspólnie -cały dzień razem. Ostatnio ciekawie wypowiedział się w tej kwestii Kamil Nowak z BlogOjciec, zwracając uwagę, że godzina wspólnego turlania się po dywanie może być dla dziecka bardziej wartościowa niż kolejne zajęcia pozalekcyjne.
Oto nasza kuźnia, w której z pręta zbrojeniowego zamierzaliśmy wykonać nóż:
“Serio? Nóż dla pięciolatki…” – Oczywiście! Najpierw zrobiliśmy wspólny internetowy przegląd “piśmiennictwa”, żeby dowiedzieć się jak kuje się stal, wykonaliśmy projekt na kartce, następnie komputerowy, zrobiliśmy kosztorys, wspólne zakupy materiałów, ocena narzędzi, a także wiele, wiele innych czynności.
Ach, również nauczyliśmy się patrzeć na otaczające nas, wydawałoby się nieprzydatne rzeczy, jak na materiały. Tak, piec jest bębnem ze starej pralki 🙂 Pozostałe rzeczy też otrzymały drugie, albo… dziesiąte życie 🙂
Czas na rozpalanie i kucie!
Udało nam się uzyskać taki efekt:
Po oszlifowaniu nasz noż wyglądał tak:
Przystąpiliśmy do hartowania:
Po którym oszlifowaliśmy utwardzoną (mam nadzieję) stal. Oto efekt przemiany – rano pręt, teraz nóż!
Kolejnym etapem było “odpuszczanie”. Nagrzaliśmy piekarnik i… wykorzystaliśmy marchewkę. Dotarliśmy do materiału, w którym kowal opowiadał o tym, że kiedyś wykorzystywano do tego ziemniaki, ale… pod ręką była marchewka 🙂 Podejrzewam, że żadnego etapu nie wykonaliśmy fachowo, ale przecież nie o to chodziło. Bawiąc się wspólnie udoskonalamy nasze sieci neuronowe, a to podstawa rozwoju dziecka.
Chcieliśmy, żeby nasz był spersonalizowany, więc wytrawiliśmy napis “Wiki 5” na ostrzu. Wykorzystaliśmy do tego baterię 9v i roztwór soli kuchennej – przeprowadziliśmy prawdziwą elektrolizę!
Podjęliśmy decyzję, że rękojeść będzie wykonana z egzotycznego drewna. Wybór padł na wenge… Piękne, ale piła płakała przy cięciu 🙂 Po długiej pracy, udało się nam przykleić okładziny do noża.
Po nadaniu odpowiedniego kształtu i oszlifowaniu rękojeści, nadszedł czas na olejowanie drewna. Dopiero ten etap pracy pozwolił nam na odkrycie pełni piękna wenge i nieco zamazał w pamięci trudności z amatorską obróbką tego materiału.
Praktyczne działanie jest doskonałą okazją do rozmowy na temat różnych teorii – ciekawych, ponieważ wykorzystywanych, żeby rozwiązać typowo praktyczny problem, z którym aktualnie się mierzymy.
A oto efekt finalny! Polecam przygody w warunkach kontrolowanego ryzyka.
1 Odpowiedź
Wielki efekt jest sumą drobnych działań. 10 minut dziennie dla rozwoju Twojego dziecka – rzeszotek.pl
luty 17, 2021[…] dysponując podstawowym zapleczem, można samodzielnie wykonać nóż. Przygotowałem na ten temat cały wpis. Mało rzeczy sprawia większą satysfakcję, niż krojenie pomidorów własnoręcznie wykonanym (i […]