fbpx
Chcesz wiedzieć więcej, łatwiej i szybciej? Zapisz się do mojego newslettera!


Zapisz Zapisz

W obronie dobrze rozumianego szkolnego oceniania

Mam wrażenie, że niewiele aspektów szkolnej codzienności wzbudza tyle emocji, co systemy oceniania. Czy słusznie przypisujemy im negatywny wpływ na losy uczniów? Jak zwykle, odpowiedź brzmi: „To zależy”.

Jeżeli w edukacji koncentrujemy się wyłącznie na wyniku, to odpowiedź może być  twierdząca. Problemem jest wówczas nasze nastawienie i nierozumienie istoty oceniania. Ze zwykłego narzędzia pokroju ołówka staramy się często uczynić główny cel własnych dążeń, albo, co równie szkodliwe, przyczynę wszelkich porażek i szkolnych niepowodzeń. O ile odseparowanie pojedynczego niepowodzenia (efektu działań, na który nie mamy stuprocentowego wpływu) od swojej osoby jest jak najbardziej zalecane przez psychologów, to równie ważną kwestią pozostaje to, czemu je przypiszemy. System oceniania podstępnie zgłosił się do odegrania w szkolnym życiu tej roli, jednak była to pułapka, w którą daliśmy się złapać. Warto z pełnym przekonaniem podkreślić, że sam fakt istnienia ocen zupełnie nie zasługuje na wyniesienie go do roli potwornego przeciwnika, z którym mają walczyć uczniowie i ich rodzice. Jak bardzo byśmy go nie piętnowali, ocenianie pozostanie na zawsze zwyczajnym ołówkiem, z którego możemy korzystać na wiele sposobów, z których wiele należy nazwać wartościowymi. 

Dobre rady są jednak bezwartościowe, jeśli nie wskazują alternatywnego rozwiązania. Zastanówmy się zatem, co może dawać wymierne rezultaty, zastępując dążenie do osiągania jak najlepszych ocen. Wyobraź sobie, że jako uczeń przypisujesz dużą wartość samej ciekawości związanej z poznawaniem swojego otoczenia zewnętrznego i wewnętrznego (czyli siebie – własnego wnętrza). Kolejnym krokiem, który postawisz powinno być ustalenie wysokich standardów wymagań wobec siebie. Pytanie brzmi wówczas: Jaką pracę muszę codziennie wykonać (JA) i gdzie może mnie ona doprowadzić. Gdzie „JA” dojdę w efekcie wykonywania pracy, którą zaplanowałem (przy pomocy rodziców, nauczycieli, trenerów, albo specjalistów). Trzeba przy tym zaakceptować, że jakość tej pracy (i samego planu) są jedynymi parametrami, nad którymi mam pełną kontrolę. Efekty podjętych działań pozostają jednak rozmyte do postaci chmur prawdopodobieństwa przez czynniki zewnętrzne, zupełnie niezależne od moich działań. Tylko po zaakceptowaniu faktu, że na końcową oceną składa się element, który kontroluję (jakość wykonanej pracy) i drugi – pozostający zupełnie poza strefą mojego oddziaływania (czynniki losowe), edukacja może stać się realizacją własnych pasji. Ocenianie automatycznie powróci wówczas do należnej mu roli, czyli zwyczajnego ołówka, a nie celu w samym sobie – smoka, z którym trzeba walczyć. 

Jak zatem zbudować na własny użytek bezpieczny system codziennej pracy, zastępujący karmienie się pustymi kaloriami długoterminowych celów (zewnętrznego uznania), które nie muszą się przecież nigdy zrealizować? Cóż, skoro ważne jest systematyczne planowanie i wykonywanie pewnej porcji pracy – rzetelne stawianie małych kroczków, to potrzebne jest coś, co będzie mnie skutecznie motywowało i utrzymywało przez dłuższy czas moje wysokie zaangażowanie. Wiemy już, że same oceny raczej nie nadają się do pełnienia tej roli. Gdybyś przygotowując się do matury myślał wyłącznie o ogłoszeniu wyników i swoich zdobytych wówczas 95% (albo z szóstki ze sprawdzianu semestralnego) to przyznasz, że na co dzień jest to przeciętnie motywujące. Samo tkwienie w marzeniach i szkodliwym typie wizualizowania odległej przyszłości, może oddalać od podejmowania skutecznych działań w codziennym życiu. Czym miałbyś motywować się na co dzień wpatrując się jedynie w bardzo niepewną przyszłość? Co gorsze, jest to chaotyczna i pozbawiona skrupułów przyszłość zarządzana przez rachunek prawdopodobieństwa. A jeśli Twoją motywacją przestanie być cel – uzyskanie zewnętrznej oceny (uznania w oczach innych), a w zamian zbudujesz sobie własny system, w którym zaplanujesz na przykład, że codziennie powtórzysz po dziesięć zagadnień z przedmiotów, które wybrałeś do egzaminu maturalnego? Codziennie przerobisz dwie strony ze zbioru zadań, napiszesz 1 dyktando, albo przeczytasz 20 stron książki? Wówczas codziennie po zrealizowaniu założeń możesz być z siebie zadowolony. Jeśli widzisz blisko metę, to bardziej przykładasz się do wykonywanej pracy. Łatwiej jest zrobić “30 brzuszków”, potem „jeszcze tylko 20”, a następnie „Ostatnie 10”, niż gdyby od samego początku podstawowym celem było wykonanie 60 powtórzeń tego ćwiczenia. Okazuje się, że warto podzielić duże wyzwanie na mniejsze części. Jeżeli chcesz zachować sprawczość, stwórz system własnej codziennej pracy, na który masz wpływ. Da Ci on perspektywę codziennego dostrzegania mety, a tym samym większą motywację, by do niej dążyć. Zakładając każdego wieczoru piżamę możesz być z siebie zadowolony (odczuwać satysfakcję) po powtórzeniu założonych 10 maturalnych zagadnień. Z drugiej strony, jeśli zauważysz, że od dwóch dni nie zdołałeś powtórzyć wszystkiego, to (bez żadnego negatywnego wpływu na wynik końcowy – wychwyciłeś nieprawidłowości bardzo szybko) jesteś w stanie zastanowić się, co w Twoim systemie nie działa tak, jak powinno i wprowadzić odpowiednie poprawki. Wówczas przy jutrzejszej mecie – jutrzejszym zakładaniu piżamy przed położeniem się spać, możesz na powrót odczuwać satysfakcję i zadowolenie ze swoich działań – „Dałem radę!”. 

Patrz uważnie na to, co dzieje się po drodze do celu, nie wyłącznie na sam efekt – zdobycie oceny celującej, czy uzyskanie doskonałego wyniku maturalnego. Unikniesz frustracji i przenoszenia swojego rozczarowania istnieniem ocen, rankingów, a kto wie – może i całej „opresyjnej edukacji”. Dla indywidualnego rozwoju dziecka system codziennej pracy pozwalający planować i wykonywać małe kroczki jest ważniejszy niż rozmyte przez niepewność przyszłe wyrazy zewnętrznego uznania.

Zostanie mistrzem świata w siatkówce nie może być celem dla każdego dziecka rozpoczynającego przygodę z tą wspaniałą grą zespołową. Gdyby ten tytuł traktować jak najwyższą ocenę, to z perspektywy większości osób zaangażowanych w trening, byłby raczej demotywujący. W końcu na całym świecie aktualny mistrz świata jest tylko jeden. Kto wie, może pojawiłyby się nawet głosy, że należy zakazać rozgrywania Mistrzostw Świata. Jednak zostanie mistrzem świata, na co ma wpływ wiele czynników, których kontrolować nie możesz, jest jedynie przyjemnym efektem ubocznym, wyrazem zewnętrznego uznania dla Twojego systemu codziennej pracy treningowej, z codzienną metą i satysfakcją ze zrealizowania wyznaczonych zadań.

Okazuje się, że więcej dla swojego dobrego samopoczucia możesz zrobić stojąc codziennie w swojej piżamie przed lustrem, niż raz w roku, odbierając w świetle reflektorów świadectwo z czerwonym paskiem. Słaby wynik z kolei, w żadnym przypadku nie może dotknąć Twojej samooceny, ponieważ jest zwykłą informacją zwrotną dotyczącą Twojego systemu pracy – nie Ciebie. Jeśli wystarczająco szybko (a przecież właśnie do tego potrzebne są sparingi i starty kontrolne – np. pomniejsze sprawdziany) wprowadzę odpowiednie poprawki do mojego systemu pracy, to przez całą swoją uczniowską karierę mam szansę na osiąganie najwyższych (zgodnie z własnym potencjałem) wyników. Nie robię niczego dla ocen samych w sobie (to nie łapanie Pokémonów), oceny pracują dla mnie na wartość i jakość mojego systemu codziennej pracy. To ich jedyne zadanie. Dlaczego miałyby zatem wartościować, albo definiować mnie jako człowieka? 

Planując każdy swój dzień zastanawiasz się jak możesz go najlepiej wykorzystać, dla własnego rozwoju, rozrywki, odpoczynku, spędzania czasu z innymi, zrobienia czegoś dla siebie i bliźnich. Czas jest wąskim gardłem redukującym Twoje „chcę” do „jestem w stanie”. Podobnie czyni sportowiec, który planuje każdy swój trening – nie po to, żeby w przyszłości zdobyć zewnętrzną notę, a po to, żeby jak najlepiej wykorzystać czas, którym dysponuje. Tylko na to ma wpływ i robiąc to codziennie, może liczyć na satysfakcję i wysokie efekty własnej pracy. „Ja” mogę odpowiadać jedynie za to, na co mam realny wpływ. Na szkolną ocenę nie mam. Rzetelną pracą mogę jedynie manipulować prawdopodobieństwem i częstotliwością uzyskiwania poszczególnych jej wartości. Dlaczego więc miałbym oburzać się na istnienie użytecznego narzędzia? Otrzymywanie zewnętrznych ocen nie powinno wywoływać u mnie negatywnych odczuć, czy frustracji, powinno jednak stanowić istotną informację skłaniającą do przeanalizowania i zredefiniowania mojego systemu podejmowanej codziennie pracy. Jeżeli coś nazwiesz inaczej, albo wyprzesz ze swojej codzienności, nie znaczy, że automatycznie przestanie istnieć. Zamień „forsowne parcie na wynik” na wysokie standardy wymagań względem samego siebie. Moja etyka pracy (według mojego poglądu praca=zabawa, na poszczególnych etapach rozwoju ma jedynie inną zewnętrzną emanację) jest ważna. Niezadowolenie mogę (i powinienem, bo taka jest jego psychologiczna funkcja) odczuwać jedynie w sytuacji, gdy nie realizuję założeń swojego systemu codziennej pracy. Nie stawiam małych kroczków, których stawianie zależy ode mnie i jest wykonalne – nie pracuję nad doskonaleniem swojego systemu codziennej pracy pozwalającego mi się optymalnie rozwijać. Wówczas będąc jednocześnie wymagającym w stosunku do samego siebie, jestem także życzliwy, otwarty na błędy, mogę szukać najlepszych rozwiązań. Daję sobie czas bez oczekiwania konkretnych form zapłaty od innych czy to w postaci wysokich ocen, czy pasków na świadectwach. Wymagam jedynie od siebie, żeby faktycznie uczciwie i systematycznie pracować zgodnie ze swoim i nad swoim planem. Tyle. Satysfakcja jest (w przeciwieństwie do przyjemności) wypłacana od dołu, dopiero po wykonanej pracy. Czyż nie jest korzystne przyjęcie założenia, że „Dojdę tam, gdzie pozwolą mi na to zewnętrzne warunki, ale to na co mam wpływ zrobię najlepiej jak to tylko możliwe, w zgodzie ze swoim sumieniem”? Nie muszę wówczas narzekać jakie to fatalne są zewnętrzne uwarunkowania, inni ludzie, czy system oceniania. Zrobiłem ile mogłam, czyli wszystko! Oceny stają się w moich rękach na powrót zwyczajnym ołówkiem, którym kreślę coraz lepszy system organizacji swoich działań. SWOICH DZIAŁAŃ – gwarantuję Ci, że efektem rzetelnej pracy będą w odpowiednio długiej perspektywie czasu zadowalające efekty. Bądź cierpliwy, pracuj zgodnie ze swoimi możliwościami a premia za zaangażowanie przyjdzie w odpowiednim momencie.

Konfucjusz mawiał, że nie powinieneś przejmować się tym, że inni Cię jeszcze nie docenili, skupiając się w zamian jedynie na tym, żeby dostarczać im jak najwięcej okazji i powodów, żeby w przyszłości mieli za co.

  1. Briers Stephen: Psychobzdury. Jak mity popularnej psychologii mieszają nam w głowach, Linia, 2019.
  2. Miłosz Brzeziński: Wy wszyscy moi ja. Czyli nowe podejście do produktywności, wprowadzania zmian w życiu i budowania własnej efektywności, Instytut Kreowania Skuteczności, 2016.
  3. Stanislas Dehaene: Jak się uczymy? Dlaczego mózgi uczą się lepiej niż komputery… jak dotąd, Copernicus Center Press, 2021.
Z wyrazami szacunku
signature
Udostępnij

Brak komentarzy

Podziel się swoją opinią

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *